RPRT #006

Moment na pomyślunek

Czołem!

No i wysypał mi się ten animacyjny gig, o którym wspominałem w ostatnim wpisie. Ten, który miał mi zająć czas i głowę do końca kwietnia. A to oznacza dwie wiadomości. Złą dla mojego portfela (i samopoczucia, kazałem na siebie zbyt długo czekać, pociąg odjechał, źle mi z tym) i dobrą dla naszej puchatej, komiksowej społeczności. Ruszam z tymi tematami wcześniej. KDP 100+ (nówka sztuka!) do kupienia od dwóch tygodni, wiadomo (polecam w swoim własnym interesie). Z poprzednich Raportów wiecie o wspólnym z KRLem Na jedno pub i trzecim tomie Czerwony Pingwin musi umrzeć!. Nie wiecie o [zzzBBZZZyyyTTT] i [BBBzzzYYYttTt]. NJP i CPMU! #3 są już na całkiem zaawansowanym etapie tworzenia (o czym również wspominałem), wyjątki rysunkowe z tego drugiego zdobią dzisiejszy wpis, z reszty wysypię się w odpowiednim czasie (pierwsza bomba w maju).

Czerwony Pingwin musi umrzeć! #3 (fragment planszy).

Ale…

Ale dziś o czym innym. Jak wiecie wyszedłem z mainstreamowych SM. Opuszczenie platformy Muska w listopadzie było oczywistością. Bycie choćby nieistotną częścią przedsięwzięcia człowieka podłego, głupiego i pustego nie jest kompatybilne z moim moralnym kompasem. W skrócie: jebać typa. Szabelki nie mam, żeby tradycyjnie przez płot pomachać, więc macham środkowym palcem.

Więcej pytań pojawiło się, kiedy wychodziłem z FB (i ogólnie - produktów Mety, ostał mi się jeno Messenger, gdyż, niestety, praca). Bo zasięgi, bo kilkutysięczna baza obserwujących, bo zniknę. Sporo szczerej troski pojawiło się w komentarzach pod pożegnalnym postem. Troski, za którą szczerze dziękuję, ale nie była potrzeba. Mały kaliber ze mnie, robię w niszach, także chill out, chooms, jest git.

Czerwony Pingwin musi umrzeć! #3 (fragment planszy, kontur).

Cóż…

Cóż, produkty Mety już dawno temu stały się moim zdaniem nieużywalne, więc zbędne. Zostaliśmy, my użytkownicy, przeżuci i wyrzygani. Meta to już wyłącznie sprzedaż dwóch rzeczy: targetowanego strachu (klikalnego paliwa dla czystej nienawiści) i reklam. Handel strachem był dekadę temu domeną walczących z internetem o naszą uwagę tradycyjnych mediów. Świat przestał być opisywany i tłumaczony, pozostała wyłącznie klikalna manipulacja. Nastąpiła spodziewana erozja społecznych więzi, zaufania. I od dekady nie mam już tej całej telewizji na chacie, nie czytam tej całej prasy. Nie kupuję strachu, mam dość własnego. Kiedy mainstreamowe SM wskoczyły na tory już niepohamowanej sprzedaży ponurych emocji, sytuacja tylko się pogorszyła a społeczeństwa ponoszą jej koszty (psychiczne, polityczne, finansowe), korzyści żadnych nie zaobserwowano. Ten cyfrowy podatek, a komu to potrzebne? A dlaczego? Za 30 lat SM w aktualnym stanie będą traktowane jak tytoń dziś.

Czerwony Pingwin musi umrzeć! #3 (fragment planszy).

Zatem…

Uznałem, że mam komfort ograniczenia mojego uczestnictwa w tym procederze. Nie jestem twórcą internetowym, nie zarabiam w internecie, tak naprawdę jedyne, do czego go potrzebuję to mail i chmura. Do roboty. Informacja o tym co robię i zrobiłem wcześniej czy później dotrze do odbiorcy. To nie spożywka, to nie ma daty ważności. Ogólnie, szeroko pojęta twórczość takowej nie posiada. To nie wyścig, choć próbuje nam się wmówić, że jesteśmy szczurami. Czy przeczytacie, obejrzycie coś nad czym pracowałem teraz, za kilka miesięcy, lat, nie ma dla mnie większego znaczenia. Miło jak to robicie po premierze, wiadomo, bo zawsze spoko poczytać na gorąco i pochwałę, i krytykę, ale jak się ten życia kadr poszerzy, zmruży oko, to wychodzi na to, że powinienem teraz siedzieć z córą na zewnątrz (właśnie powiesiliśmy znów hamak) a nie te znaki do Was klepać.

To idę. Do następnego!

Śledziu